Już myślę, że to ostatnie maliny, a jeszcze kolejne owoce dojrzewają. Magia:) Kiedy kładę się wieczorem czuję letni powiew, a jeszcze kilka tygodni temu nadchodzącą zimę. Jednego tygodnia chowam szaliki i czapy, drugiego wyjmuję. Chowam sandały, wyjmuję. I taka zabawa w kotka i myszkę. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Dla mnie może być lato cały rok. Jednego mi tylko by brakowało… Ognia w kominku… Niestety u siebie nie mamy kominka, ale w domu rodzinnym owszem mam i to taki z żywym ogniem, bez szyby… Cudo. Od pół roku, podczas moich wizyt w domu za każdym razem miałam nieodpartą ochotę napalić sobie w kominku, co jakiś czas dorzucając drewna, wsłuchiwać się w strzelające iskry i ogrzewać dłonie. Za każdym razem mama mówiła, że jest za ciepło. I w końcu (mimo, że wcześniejsze dni były ciepłe), w niedziele w Wielkopolsce było na tyle chłodno, że mama z chęcią przystała na moje prośby. Dostałam wypieki na twarzy, ale to nie przeszkadzało mi podchodzić na bliskie odległości „poczuć ogień”.
Skoro maliny jeszcze są, to wykorzystajcie je do tej tarty. Można je oczywiście zastąpić gruszkami, czy śliwkami.
Potrzebujemy:
Na ciasto:
- 100 g zimnego masła
- szczypta soli
- łyżka cukru brązowego
- łyżka wody
- 150 g mąki krupczatki
Na masę:
- 200 g jogurtu greckiego
- 1 jajo
- 3 czubate łyżki cukru
- 3 łyżki kaszy manny
- 100 g malin
Przygotowanie:
- Wszystkie składniki na ciasto umieszczamy w misce i szybko zagniatamy. Od razu wylepiamy nim natłuszczoną masłem formę do tarty.
- Piekarnik nagrzewamy do 170*C. Kruchy spód nakłuwamy widelcem i podpiekamy około 15 minut.
- W tym czasie przygotowujemy masę. Jajko mieszamy razem z jogurtem i cukrem, dodajemy kaszę manną. Wylewamy na podpieczony spód. Układamy obok siebie umyte maliny i pieczemy do czasu aż masa się zetnie (u mnie około 20 minut).
- Studzimy, podajemy.
Smacznego!