Nie pamiętam czy kiedykolwiek pisałam podsumowanie pod koniec roku. Nigdy nie byłam dobra w robieniu rachunków sumienia. Ale piętrzą mi się rzeczy do zrobienia „na wczoraj” i zupełnie nie to mi w głowie. Zresztą jestem specjalistką od robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Na ostatnią chwilę wstaję, na ostatnia chwilę suszę włosy, na ostatnią chwilę myję zęby, a nawet robię zdjęcia tuż przed szesnastą, kiedy zapada zmrok (mowa tu oczywiście o zimie). Nawet nie wiem jak to się stało kiedy zaczęłam robić to naprawdę dobrze, znaczy się pracować na ostatnią chwilę. Nie planuję się za coś wcześniej zabierać, bo wiem, że nie wyjdzie mi to tak – jak tego chcę. Wracając – skoro jeszcze mam czas, pochwalę się i rozgrzeszę. Ale to już w moim prywatnym notesie. Z Wami podzielę się tym, że to był dobry rok!:) Wiadomo, że czasem zdarzy się coś niespodziewanego, smutnego, przytłaczającego. Ale wszystko dzieje się po coś, jak to mówi moja mama. Czasem musi wydarzyć się coś złego, by potem mogło wyjść z tego coś dobrego.
Ten rok nie miał jakiegoś spektakularnego początku jak poprzedni, płynnie przeszłam z 2013 do 2014 zapominając o notowaniu w nowym kalendarzu – przez cały rok, jak tylko o tym sobie przypomniałam towarzyszył mi Sezonownik. Polecam z całego serca. Na początku miesiąca dokładnie wiedziałam, czego szukać na straganach i nikt już mi nie wciskał, że truskawki w marcu mamy już w Polsce:) Nie z sezonownikiem te numery. Na plus również miłe dla oka ilustracje. Nowego kalendarza jeszcze nie mam, ale planuję zamówić.
W tym roku nie zrobiłam sobie przerwy na autobus i cały rok poruszałam się na rowerze i mam nadzieję, że już zawsze tak będzie, pomimo zerwania się dwóch linek hamulcowych w moim białym rumaku tuż przed Świętami. Pedało威而鋼
wanie zaprowadziło mnie aż do Amsterdamu. Miała być relacja, ale zajęłam się zmianą domeny i zupełnie o tym zapomniałam. Później była już zima i inne obowiązki. To były najlepsze 3 tygodnie tego roku! I jedne z najlepszych wakacji w moim życiu. Codziennie około sto kilometrów na dwóch kółkach, spanie pod namiotem: nad morzem, jeziorem, w lesie, nad rzeką czy w mieście. Obieranie dobrych i złych tras. Zwykła kanapka z krewetkami, która zaskoczyła tak bardzo, że M. do dzisiaj o niej mówi. Najpiękniejsze urodziny z nieznajomymi w Hamburgu, cudowny tydzień w Amsterdamie. Przypływy i odpływy. Z wiatrem i pod wiatr. W słońce i w burzę. Jakie to były piękne wakacje. I za pomocą tych kilku wspomnień mogę właściwie opisać cały mijający rok. Mogłabym oczywiście się rozgadać, ale nie starczyło by mi miejsca na przepis.
Mam tylko nadzieję, że następny 2015 będzie równie łaskawy. Nie robię postanowień noworocznych, bo się ich nie trzymam. Po prostu niech się spełniają moje marzenia – tak jak się działo w tym roku i niech pojawiają się NOWE, żebym mogła je spełniać w następnym roku!
I Wam życzę spełniania obecnych marzeń i powstawania nowych! Szczęśliwości, zdrowia i miłości…
Co do babeczek są zaskakująco dobre. Zawsze obawiam się dodatku mąki pełnoziarnistej. Ale to krem czekoladowy bije na łopatki i jest głównym składnikiem! Uwaga: Grozi wylizywaniem łyżki, miski, a nawet miksera.
Potrzebujemy: (12 sztuk)
Ciasto:
- 2 jajka
- 1/2 szklanki cukru
- 1/3 szklanki oleju słonecznikowego
- 1 szklanka startej marchewki
- szklanka mąki pszennej graham
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Krem:
- 200 ml śmietanki 30-36%
- 200 g serka naturalnego typu philadelphia
- 100 g cukru pudru
- 100 g gorzkiej czekolady 70 %
Przygotowanie:
- Jajka ubijamy z cukrem, dodajemy olej, marchewkę, a na końcu mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Chwilę miksujemy.
- Wylewamy do papilotek i pieczemy 20-25 minut w 180*C.
- Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej. Śmietankę ubijamy w sztywno. Dodajemy cukier i serek naturalny. Nie przestając miksować wlewamy przestudzoną czekoladę. Kiedy krem będzie już gładki możemy zakończyć miksowanie.
- Wystudzone babeczki smarujemy kremem wedle uznania. Opcjonalnie możemy posypać delikatnie kakao.
Smacznego!